Obserwatorzy

niedziela, 27 lutego 2011

Drugie wyróżnienie:):)



Po raz kolejny  dziewczyny Ania i Natalia ( http://designnastole.blogspot.com/  ) wyróżniły mój blog.
 Bardzo im dziękuję :):)
   
Zasady przyznawania wyróżnienia:                  

                      1. Umieścić  podlinkowaną nazwę  bloga , który Cię wyróżnił.
2.Umieścić u siebie na blogu logo wyróżnienia.
                                             3. Wskazać 10 blogów, które chcesz wyróżnić (podlinkować nazwy blogów) 
                                                  4.Powiadomić wyróżnione blogi.         







Przekazuję tą dobrą energię dalej, typując następujące blogi:

http://historiewkoszulkach.blogspot.com/
 http://agaphcia.blogspot.com/
 http://zaczarowana-kraina-angelii.blogspot.com/
http://lunamin-bizuteria.blogspot.com/
 http://skrawkiwolnegoczasu.blogspot.com/
 http://drewniana-szpulka.blogspot.com/
http://rodzinna-kuchnia.blogspot.com
/llooka.blogspot.com/
http://marzeniawszufladzie.blogspot.com/
http://www.beawkuchni.com/

piątek, 25 lutego 2011

Czar hiacyntów i trochę biżu.....



Wiosna, póki co, tylko na moim kuchennym parapecie, ale za to jak cudnie pachnie!! Hiacynty wystrzeliły z cebulek tak wysoko, że bez oparcia nie są w stanie utrzymać się na nogach, a właściwie.... na nodze:):)
   Codziennie rano budzi mnie odgłos zdrapywanego lodu z szyb samochodów, co od razu pozbawia mnie złudzeń:). Zima trzyma się mocno i ani myśli ustąpić.
To dobry czas na nadrabianie zaległości w tzw. pracach odręcznych:);)
Co prawda na nudę ostatnio nie mogłam narzekać. Zadbała o to moja najmłodsza latorośl, wkładając palec między drzwi w samochodzie, które następnie z dużą siłą , bo samochód już stareńki i drzwiami trzeba huknąć by się zamknęły, huknęła jak trzeba.....niestety zapomniała cofnąć palec. Na dzień dzisiejszy, palec wygląda tak jak moje lila-hiacynty. Tyle, że nie pachnie:):)  Maja dzielna, ale moje myśli potrzebowały ukojenia. Zabrałam się więc za biżu.
  Szydełko koi nerwy jak nic innego. Wzory moje własne, trochę improwizowane. Jak dotąd, nie udało mi się wydziergać identycznych dwóch par kolczyków. Takie są niepowtarzalne!:):)
A to efekt mojej pracy:



















....I jeszcze trochę kolczyków:






....A dla poprawy nastroju i do szkolnych śniadaniówek mojej "trójcy": bułeczki z czekoladą. Trochę jak te kolczyki, niepowtarzalne:):) Robiłam je tak trochę " na oko" :):)





 Szybko urosły i równie szybko zniknęły:):) Fotografowałam bułeczki, jeszcze w piekarniku, bo głodna młodzież już czaiła się za moimi plecami:):)  Moi synowie zjadają ostatnio wszystko, co zjeść można. No, może poza warzywami, które wypełniają pustą lodówkę. Warzywa są niegodne ich zainteresowania.
Za to zgrzewka jogurtów znika zanim ją jeszcze położę na półkę lodówki.
Mam nadzieję, że ten ich ,delikatnie mówiąc, APETYT,  kiedyś trochę odpuści. W przeciwnym razie pójdziemy z torbami:):)..............pustymi:):)

czwartek, 17 lutego 2011

Na szkle malowane....

   Dawno, dawno temu:):) ...na początku naszego małżeństwa, jak na rasową panią domu przystało,  marzyłam o pięknej zastawie z porcelany na naszym pierwszym, wspólnym stole. Niestety, finanse, którymi dysponowaliśmy, nie pozwalały nam na ekstrawagancję w postaci serwisu, a przynajmniej nie takiego jaki mi się marzył.
A wiadomo, że gdy się nie ma tego co się lubi.....to szuka się czegoś w zastępstwie:):)  Kupiłam więc w jednym z supermarketów białą porcelanę na wagę:):), dosłownie za grosze. Ale wydawała mi się taka strasznie biedniutka........więc domalowałam jej  małe co-nie-co:). Tak powstał mój pierwszy serwis do herbaty na 12 osób, który miał być tylko na chwilę, aż dorobię się takiego z prawdziwego zdarzenia, a jak pewnie się domyślacie, jest z nami do dziś. Ma już jakieś 15 lat, ale farba na porcelanie trzyma się dobrze, a z całego kompletu zbiła się tylko jedna filiżanka. Cóż, nie jest to Rosenthal:):):), ale jakoś trudno mi się z nim rozstać, mimo, że od jego powstania, udało nam się nabyć dużo ładniejszy serwis.






Miałam kiedyś taką fazę ozdabiania wszystkich białych kompletów:):) Tak powstał ten zestaw dwuosobowy, w którym popijaliśmy sobie z Marcinem wieczorne herbatki we dwoje...




Pomalowałam też kilka kompletów, które powędrowały później do ludzi w formie prezentów. Niestety, nie przyszło mi wtedy do głowy,by je fotografować:):) Znalazłam tylko zdjęcia jednego z serwisów, dość nieudolnie, niestety, zrobione:(








Dziś już nie maluję porcelany, bo też najbardziej podoba mi się ta śnieżnobiała. Widać do minimalizmu też trzeba dojrzeć:):):) Oczywiście na kolana kładzie mnie zawsze stara, przedwojenna porcelana z duszą i swoją historią, która z każdym dodatkowym rokiem, staje się coraz piękniejsza...Namiastką tego mojego zachwytu są zbierane przeze mnie filiżanki. Mam kilka takich, nadgryzionych czasem, perełek, które niezmiennie cieszą moje oko.
W zimowe wieczory, przy blasku świecy, herbata smakuje w nich wyjątkowo....

sobota, 12 lutego 2011

Ostatnio malowane....

   Moje obrazy nigdy nie zagrzewają w domu miejsca na dłużej. Nie wyobrażam sobie przez całe lata oglądać tego samego. No cóż, może oryginał Klimta lub Boznańskiej bym zniosła:):)...nawet bardzo bym zniosła;), ale własne malowanie szybko mi powszednieje. Jak tylko przytargam do domu nowy obraz, Marcin robi się blady, bo wie, że będzie musiał wbijać kolejny gwóźdź w ścianę:):)......a organicznie tego nie lubi. Chociaż na szczęście, zawsze ulega:)
Sporo obrazów ląduje u moich rodziców, bo mają więcej przestrzeni i przyjmują wszystko chętnie:), a ja nie muszę się z nimi rozstawać na zawsze ( z obrazami oczywiście, nie rodzicami:)). Każdy obraz to inny stan ducha, inne okoliczności, inne inspiracje. Właściwie nigdy nie jestem do końca zadowolona z tego co namalowałam. Zawsze pozostaje coś w środku, czego nie udało się przenieść na płótno. Ale chyba właśnie ten niedosyt sprawia, że za chwilę sięgam po nowe, czyste podobrazie z nadzieją, że tym razem się uda.
Moje malowanie to też spotkania z ludźmi z tej samej bajki.....Chyba równie ważne jak samo malowanie:):)

Ten obraz powstał w czasie, gdy czytałam książkę Wojciecha Tochmana " Dzisiaj narysujemy śmierć". Przerażająca w treści, wstrząsająca książka o ludobójstwie w Rwandzie w 1994 roku. Roku szczególnie ważnym dla mnie, bo wtedy urodziłam moje pierwsze dziecko i byłam najszczęśliwsza na świecie! A tymczasem tam inne matki traciły swoje dzieci w potwornych mordach... Autor zadaje w tej książce  sporo pytań. Właściwie nie daje odpowiedzi. Odpowiedzi czytelnik musi poszukać w sobie. To jedna z tych książek, które pozostają w człowieku na zawsze. Wszystkie książki Tochmana są poruszające, ale ta na długo nie pozwoliła mi myśleć o niczym  innym.

To jeden z najświeższych obrazów. Jeszcze pachnie terpentyną:):) O mały włos, własnoręcznie bym go  zniszczyła, przechodząc z impetem przez drzwi szerokości 60cm z obrazem 70X 70cm:) Połamałam ramki podobrazia w kilku miejscach:(  .Tak to jest jak przez głowę przelatuje kilka myśli równocześnie i tak naprawdę człowiek nie myśli.
Na szczęście mój Kochany- Niezawodny,  jak zwykle przyszedł z pomocą i jakoś doprowadził go do stanu wyjściowego ( złorzecząc pod nosem okrutnie, żeby nie było tak pięknie:)).


 Właściwie rzadko oprawiam obrazy. Tym razem potrzebowałam biały akcent w białej sypialni, więc machnęłam sobie biała ramkę. To duży obraz, więc możecie sobie wyobrazić minę Marcina.... Potrzebne były specjalne kołki, bo obraz wisi nam nad głowami i niekoniecznie chcielibyśmy zobaczyć go z bardzo bliska;);)

Te trzy obrazy połączone w  kwiatowy patchwork  wiszą właśnie na zbiorowej wystawie " Kreując rzeczywistość". Kwiaty. Mój ulubiony motyw:):)


niedziela, 6 lutego 2011

Coś dla ciała, coś dla ducha ...


Halny za oknem szaleje.....Przewraca śmietniki, szarpie resztki suchych liści-desperatów, które od jesieni z godnym podziwu uporem, kurczowo trzymały się gałęzi, ale z Halnym nie wygrasz......na dodatek miesza ludziom lekko w głowach, jak to Halny. Patrzą na siebie spode łba i  zła energia wisi w powietrzu! Jedyny plus  tej wietrznej  pogody to trochę cieplejsze powietrze. Dziś nawet na krótko zaświeciło słońce! Ale o wiele za krótko.... Światła potrzebuję!!! Taka "nieoświecona"  czuję się marnie....
   W ramach poprawy nastroju obejrzeliśmy  wczoraj z Marcinem film "Julie i Julia". Pomijając  cudną kreację jaką stworzyła w tym filmie Meryl Streep, za którą przepadam,  z przyjemnością oglądałam jak obie Julie smakują życie...
Lubię gotować, wtedy gdy nigdzie mi się nie spieszy, gdy rodzina nie dyszy głodna, za moimi plecami i gdy mogę sobie trochę poszaleć kulinarnie. Lubię zapachy, które towarzyszą temu mojemu pichceniu. Najpiękniej pachnie oczywiście chleb...i wszystkie słodkie wypieki...
Na  okoliczność dni zimowo-wiosennych, gotuję czasami szybką potrawę, która sama się tworzy, w zależności od tego co aktualnie mamy w lodówce;):)
Na dno naczynia żaroodpornego (wielkość dostosowana do wielkości rodziny, u mnie to największe naczynie jakie mam:):):) wylewamy odrobinę oleju. Wykładamy dno mięsem dowolnym: może być pierś z kurczaka lub łopatka, ważne by  było dość cienko wyklepane:).  Na górę ziemniaczki w mundurkach, pokrojone w ćwiartki ( można je wcześniej 10 min podgotować), całe pieczarki, marchewka w grube talarki, pory lub cebula w ćwiartki, suszone śliwki...i co tam kto jeszcze lubi, a ma pod ręką:) przyprawy dowolne( prowansalskie zioła polecam:)) To wszystko skropić oliwą i do piekarnika! Na około 45 min. 10 minut przed końcem pieczenia dodajemy ćwiartki jabłek, bo one szybko się pieką. Podajemy z jakimś dobrym półwytrawnym winkiem czerwonym:)
W wersji luksusowej można obficie posypać żółtym serem:):)



A na deser ciasto "Shrek", bo w zielonych kolorkach:):)


Przepis:


Biszkopt:
4 jajka
pół szklanki cukru
pół szklanki mąki pszennej
1 łyżka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka octu

Ubić pianę z białek, dodać cukier i jeszcze chwilę ubijać. Żółtka z proszkiem do pieczenia i octem szybko wymieszać. Powstałą  masę dodać do białek. Następnie dodać oba rodzaje mąki i już drewnianą łyżką delikatnie połączyć. Wylać na blaszkę wyłożona pergaminem. Piec w 180 stopniach, z termoobiegiem ok 10 min.

Masa I
Litr zielonego soku " Kubuś"
2 budynie waniliowe
2 paczki "Delicji"
Ugotować budyń na soku i ciepłą masę wylać na upieczony biszkopt. Ułożyć na wierzchu delicje.

Masa II
2 śnieżki
2 galaretki agrestowe
Ubić  śnieżkę, galaretki ugotować w 0,5 litra wody . Tężejącą galaretkę połączyć ze  śnieżką.
Wyłożyć na delicje.

Przygotować 1 galaretkę agrestową i tężejącą udekorować ciasto.
Mimo dużej ilości składników, ciasto powstaje szybko...... i równie szybko znika:):):)

Jak mówi Julia  Child " Bon appetit ! ":)





"Wiele kobiet w dzisiejszych czasach czuje smutek, którego nie potrafi nazwać.Często osiągamy w życiu to, co kiedyś zaplanowałyśmy. A jednak czujemy, że czegoś nam ciągle brakuje, i szukamy bezowocnie, nie mogąc znaleźć tego "czegoś". Przyczyną jest często to, że straciłyśmy kontakt z naszym prawdziwym ja."
                        
                                                                                                        Emily Hancock