Obserwatorzy

sobota, 12 lutego 2011

Ostatnio malowane....

   Moje obrazy nigdy nie zagrzewają w domu miejsca na dłużej. Nie wyobrażam sobie przez całe lata oglądać tego samego. No cóż, może oryginał Klimta lub Boznańskiej bym zniosła:):)...nawet bardzo bym zniosła;), ale własne malowanie szybko mi powszednieje. Jak tylko przytargam do domu nowy obraz, Marcin robi się blady, bo wie, że będzie musiał wbijać kolejny gwóźdź w ścianę:):)......a organicznie tego nie lubi. Chociaż na szczęście, zawsze ulega:)
Sporo obrazów ląduje u moich rodziców, bo mają więcej przestrzeni i przyjmują wszystko chętnie:), a ja nie muszę się z nimi rozstawać na zawsze ( z obrazami oczywiście, nie rodzicami:)). Każdy obraz to inny stan ducha, inne okoliczności, inne inspiracje. Właściwie nigdy nie jestem do końca zadowolona z tego co namalowałam. Zawsze pozostaje coś w środku, czego nie udało się przenieść na płótno. Ale chyba właśnie ten niedosyt sprawia, że za chwilę sięgam po nowe, czyste podobrazie z nadzieją, że tym razem się uda.
Moje malowanie to też spotkania z ludźmi z tej samej bajki.....Chyba równie ważne jak samo malowanie:):)

Ten obraz powstał w czasie, gdy czytałam książkę Wojciecha Tochmana " Dzisiaj narysujemy śmierć". Przerażająca w treści, wstrząsająca książka o ludobójstwie w Rwandzie w 1994 roku. Roku szczególnie ważnym dla mnie, bo wtedy urodziłam moje pierwsze dziecko i byłam najszczęśliwsza na świecie! A tymczasem tam inne matki traciły swoje dzieci w potwornych mordach... Autor zadaje w tej książce  sporo pytań. Właściwie nie daje odpowiedzi. Odpowiedzi czytelnik musi poszukać w sobie. To jedna z tych książek, które pozostają w człowieku na zawsze. Wszystkie książki Tochmana są poruszające, ale ta na długo nie pozwoliła mi myśleć o niczym  innym.

To jeden z najświeższych obrazów. Jeszcze pachnie terpentyną:):) O mały włos, własnoręcznie bym go  zniszczyła, przechodząc z impetem przez drzwi szerokości 60cm z obrazem 70X 70cm:) Połamałam ramki podobrazia w kilku miejscach:(  .Tak to jest jak przez głowę przelatuje kilka myśli równocześnie i tak naprawdę człowiek nie myśli.
Na szczęście mój Kochany- Niezawodny,  jak zwykle przyszedł z pomocą i jakoś doprowadził go do stanu wyjściowego ( złorzecząc pod nosem okrutnie, żeby nie było tak pięknie:)).


 Właściwie rzadko oprawiam obrazy. Tym razem potrzebowałam biały akcent w białej sypialni, więc machnęłam sobie biała ramkę. To duży obraz, więc możecie sobie wyobrazić minę Marcina.... Potrzebne były specjalne kołki, bo obraz wisi nam nad głowami i niekoniecznie chcielibyśmy zobaczyć go z bardzo bliska;);)

Te trzy obrazy połączone w  kwiatowy patchwork  wiszą właśnie na zbiorowej wystawie " Kreując rzeczywistość". Kwiaty. Mój ulubiony motyw:):)


2 komentarze:

  1. podziwiam szczerze!piękne...i zachwycam się wrażliwością jaką masz w sobie...i władzą w dłoniach które potrafią stworzyć COŚ takiego...ja takiej władzy nie posiadam;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże to jest piękne!!!Czy skończyłaś jakąś szkołę artystyczną? Czy to talent samouka :) Czy obraz z dmuchawcami jest na sprzedaż?

    OdpowiedzUsuń