Obserwatorzy

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Kilka świątecznych chwil zamkniętych w kadrze...




Życzenia płynące z różnych stron w dużej mierze się spełniły. Nasze święta są ciepłe, rodzinne i spokojne.... i oby tak dalej:):)
A to kilka migawek:

 Wydaje mi się, że jeszcze nie tak dawno wędrowaliśmy do kościoła z czterema koszykami, bo każde z dzieci musiało mieć swój, no i był ten "nasz", wspólny. Często, po powrocie do domu, w koszykach dzieci były już tylko papierki po słodyczach i ewentualne ozdoby nie do zjedzenia. Teraz nikt się nie pali, żeby nieść koszyk ze święconką....


Wiosna zasypała na biało wszystkie drzewa:
  No i małe co nieco:):)

 Mój pasztet, a właściwie dziś, wspomnienie po nim:):)



Mazurek kajmakowo- orzechowy :
 Sernik gotowany:
 Mazurek marcepanowy
 Mazurek orzechowy








                                    Spacery.....

 i wieczorne  Polaków rozmowy:):)


Spacery, smakowitości, spotkania przy stole...i po prostu razem przebywanie. Tak niewiele, a tak wiele.....
Życzę wszystkim podczytywaczom  mojego bloga, by dobra energia, którą zgromadziliśmy, w świąteczny czas, towarzyszyła nam Wszystkim jeszcze długo, długo w mniej barwnej  codzienności.

piątek, 22 kwietnia 2011

Święta czas zacząć....:);)

Tydzień rozpoczął się pracowicie, chociaż pięknie, bo mogłam skupić sie głównie na przyjemnych stronach przygotowań do świąt. Te mniej przyjemne, pt. mycie okien, generalne porządki itp. odrobiłam tydzień wcześniej. Teraz był czas na robienie ozdób, wiosennych bukietów, pieczenie ciast i innych kulinarnych przyjemności.







Dziś jeszcze tylko malowanie jajek, ozdabianie mazurków, gotowanie pasztetu.... To rano. Później daję już sobie czas na wyciszenie...Jak byłam mała, Wielki Piątek zawsze budził we mnie lęk. Atmosfera smutku, cisza, bo w naszym domu w Wielki Piątek nie można było słuchać radia, ani oglądać telewizora...i ogromne poczucie winy. Dziś już oswoiłam ten dzień. Staram się , by wtedy trochę zwolnić, mieć czas dla Tego, dla którego tak często czasu nie mam..
A zamiast życzeń świątecznych chciałabym podzielić się słowami jednej z piosenek Antoniny Krzysztoń. Jej piosenki towarzyszą mi od wielu lat i niezmiennie wzruszają, pomagają i dają ukojenie, gdy nie najlepiej się dzieje, ale także dopełniają radość w moim życiu, gdy dzieje się dobrze...
 To niezwykła osoba, fascynuje mnie swoją osobowością, stosunkiem do świata, do ludzi, do cierpienia...lecz przede wszystkim do Boga, o którym mówi bez zbędnego patosu, ale niezwykle szczerze i z wielką, wielką miłością....
 Na jej koncertach zawsze odnoszę wrażenie jakby unosiła się dwa kroki nad ziemią....Mądra, ciepła osoba, której duchowość udziela się wszystkim wokoło....
Dobrych świąt Wszystkim!


Dziękuję

Za słodycz zasypiania

Dziękuje za zmęczenie

Dziękuje

Za rzeki wodospady

Za jasny blask płomieni

Dziękuje za pragnienie                        

Co tak słabości blisko

Dziękuje za cierpienie

Co uszlachetnia wszystko

Za to że kochać chcę

Choć lęk to budzi we mnie
Baranku

Dziękuje

Nie umierałeś nadaremnie


autor: K. Kryl



piątek, 15 kwietnia 2011

W ciepłym cieniu przeszłości.....

  Ostatnio dużo się wokół mnie dzieje, nie do końca dobrze, niestety, chociaż to pewnie względne, bo jak  uczy doświadczenie nigdy nie wiemy, czy coś z pozoru dla nas niedobre, nie jest początkiem czegoś lepszego. Tej wersji uparcie się trzymam. Żeby nie dopuścić tych podtruwających mój optymizm myśli, które wciąż się klują, zabrałam się za porządki .Właściwie, to dawno już się tak nie zabrałam:):). Wysprzątałam  każdy, nawet najbardziej zapomniany kąt mojego mieszkania. Jak kłopoty nie zechcą mnie czym prędzej opuścić, to w desperacji zagłuszania myśli, zabiorę się za mieszkania sąsiadek:):)...mam nadzieję, że tego nie czytają:):) Żeby do końca nie zgłupieć przy ścierce i szczotkach, znalazłam sobie jeszcze inny zagłuszacz, czy jak kto chce, terapię zajęciową. Otóż, od dłuższego już czasu, mój Tato usilnie namawiał mnie bym wprowadziła mu do komputera drzewo genealogiczne naszej rodziny. Wszystko pięknie rozpisał, ale przyznaję, że jakoś wciąż nie miałam melodii do tej roboty. Aż do teraz. Zabrałam się do tego bez entuzjazmu, a wciągnęło mnie po uszy.



Nie sądziłam, że już same daty urodzenia tak wiele mogą powiedzieć o ludziach. Wiele tych osób znam z rodzinnych opowieści, ale teraz mam ochotę wiedzieć więcej. Rodzice, niestety, nie wszystko już pamiętają, Dziadkowie nie żyją i niektóre historie rwą się w najbardziej interesującym momencie.  Szkoda, że przeszłość zaczyna nas interesować, dopiero wtedy, gdy sami coraz bardziej się do niej zbliżamy. Pamiętam, że czasami z nieskrywanym zniecierpliwieniem, słuchałam po raz kolejny opowieści  starszych i kompletnie nie interesowały mnie szczegóły tych historii. Szkoda, bo teraz tak wiele mam pytań bez odpowiedzi....

sobota, 9 kwietnia 2011

Myśli wiatrem rozwiane....




Dziś miałyśmy z dziewczynami pojechać na babski dwudniowy wypad w tzw. przyrodę. Niestety, natura sprawiła nam przykrą niespodziankę. W czwartek, z nagła a niespodziewanie, pojawiła się burza, a po niej temperatura za oknem zaczęła  spadać na łeb, na szyję. Właściwie głównie na łeb, bo mój bolał jak licho!!
A dziś obudziła mnie szaro-bura aura za oknem , jak za przeproszeniem, w listopadzie.
Z całego składu desperatek, które miały jechać, jedna okazała się nie do złamania. Dostałam skoro świt sms-a, nie znoszącego sprzeciwu, mniej więcej takiej treści: "O 10-tej jestem pod twoim domem. Jedziemy  do lasu.Czapka i rękawiczki. Bez dzieci."
Z bólem pożegnałam ciepłą pierzynkę, ciepłego męża i ciepła herbatę na stole..... zgodnie z nakazem założyłąm czapkę, co to w niej głupio wyglądam,ale bez stresu, bo byłam pewna, że w taką pogodę, z całą pewnością nikogo nie spotkam. Plusem wielkim tej zupełnie niewiosennej pogody była totalna pustka w lesie. To znaczy byłyśmy my..... i drzewa...i było nam z tym dobrze:):) Obgadałyśmy wszystkie sprawy ważne i nieważne, Te, które zatruwały mi myśli w ostatnim tygodniu, w okolicznościach przyrody, okazały się mniej przytłaczające. W tzw. międzyczasie( pojęcie absolutnie obce płci męskiej),  oddawałyśmy się zachłannemu zbieractwu roślinności wszelkiej, począwszy od gałęzi z pościnanych w lesie drzew, na czosnku niedźwiedzim skończywszy i nerwowym pstrykaniu zdjęć porzuconych beli drewna - to głównie moja towarzyszka, dzielna-bo łapy lekko przymarzały, a mnie brak słońca nie zachęcał do fotografowania.
Wróciłyśmy do samochodu, oblepione delikatnie błotem( zrywanie kaczeńców, wymaga poświęceń), z przewianą głową w sensie dosłownym i w przenośni. Wszystkie złe myśli wywiało....
A tak na marginesie, jeżeli rośnie gdzieś w waszych okolicach czosnek niedźwiedzi, to już czas go zrywać!
Jest teraz delikatny i świetnie nadaje się do sałatek. Jak zacznie kwitnąć będzie już "po ptokach".... Zostało jeszcze może 2 tyg!
W czasie zrywania liści czosnku, spotkałyśmy sympatycznego pana, który też zapamiętale zrywał czosnkowe cudo:) Podzielił się z nami przepisem na sałatkę. Dziś wieczorem będziemy wcinać:):):)
Przepis bardzo prosty:
zielony ogórek.pomidor, ćwiartki jajek,....no i oczywiście nasz bohater dnia Czosnek niedźwiedzi. Wszystko pokroić dowolnie, doprawić majonezem i inaugurować wiosenny sezon zieloności na stole!



Gdyby ktoś nie wiedział jak to wygląda:
  
Nazrywałyśmy tych liście pełne worki. Jutro jeszcze zrobię  na ich bazie-zupę  i sałatkę do obiadu, a resztę, która została, zamarynuję.
Sposób mało skomplikowany: umyte i osuszone liście wkłada się warstwami do słoików, przesypuje małą ilością soli i zalewa oliwą. Podaje się jako dodatek do mięs lub sałatek. Ruszajcie więc na poszukiwania!!!:)
A tymczasem  inne dowody na dobrze spędzony dziś czas:
 Zalesiłam sobie odrobinkę pokój:

......paradoksalnie bardzo wiosenne:):)
  z nadzieją,  że lada dzień te gałązki pokryją się soczystą zielenią młodych listków:):)











A po południu, zaświeciło słońce!
......i niech już  nie przestaje, czego i sobie i Wam życzę:):)
A Tej, która wie,o kim myślę :)- dziękuję, że mnie wywlokła z domu i  towarzyszyła krokiem
żwawym i słowem bystrym:):) Do kolejnego razu, mam nadzieję:)

sobota, 2 kwietnia 2011

Wiosną budzi się kolor.....



Poprzedni post trochę przegadałam, więc dziś będą przede wszystkim zdjęcia biżu. Światło było wielkiej urody, więc zawczasu pstrykałam zdjęcia, bo takie światło to rarytas.
A to efekt szybkiej sesji moich tworów:):)