Obserwatorzy

sobota, 27 sierpnia 2011

W cieniu czereśniowego drzewa....



  Sutasz, jak kto woli sutache. Od dawna intrygowała mnie ta technika. W końcu zakupiłam sznureczki i zaczęłam metodą prób i błędów moją przygodę z sutaszem. Bardzo to czasochłonne zajęcie, bo każdy sznureczek i każdy koralik trzeba ręcznie przyszyć, ale też daje ogromnie dużo frajdy. Wymyślanie wzorów, dobieranie kolorów, fajna zabawa...
Ostatnio dość gorąco u nas, właściwie, większe roboty przy tych temperaturach odpadają, więc siedziałam sobie u rodziców w ogrodzie pod czereśnią i szyłam z językiem na wierzchu: trochę z zaangażowania, a trochę  z powodu żaru lejącego się  z nieba:):)
 A to efekt mojej pracy. Zdaję sobie sprawę, że daleko mu do doskonałości, ale mam nadzieję, że każde kolejne sutaszowe dzieło będzie lepsze:):)...w każdym razie połknęłam bakcyla:) Uwaga! Silnie zakaźny!:):):)










 W tzw. międzyczasie zrobiłam dla siebie pierścionek. Bursztym już dawno czekał, dodałam tylko mały koral i już! Żeby sutasz robił się tak szybko:):)





 ....A na kuchennym parapecie moje maliny łapią słońce.... Za tydzień będę z nich robić malinową nalewkę:)



Zapach malin, knedle z węgierkami na obiad, czerwony winobluszcz za oknem , moje dzieci, które  narzekają, że za moment szkoła.....czuję już oddech jesieni na plecach. A lato jakby dopiero teraz się ocknęło i  dokłada do pieca, aż miło! I mimo, że ponad 34 stopnie za oknem, nie będę narzekać. Bo dla mnie lato zawsze jest za krótkie...


piątek, 19 sierpnia 2011

Chmurne chwile.....wyzwanie:)

 
W odpowiedzi na wyzwanie z blogu  Szuflada, zamieszczam kilka moich zdjęć zrobionych parę dni temu, o różnych porach dnia. Do wyzwania zgłaszam pierwsze zdjęcie. Mam mnóstwo zdjęć z chmurami, ale wciąż mnie fascynują. Kolorem, kształtem, strukturą, ulotnością...Zmieniają się tak szybko, że czasami nie zdążę wyjąć aparatu, a już niebo maluje nowe obrazy. Czasami są to delikatne akwarelki, czasami ciężkie olejne obrazy, malowane szpachlą, innym razem ulotne pastele...Słowem najpiękniejsza galeria świata, która nigdy się nie znudzi:):)    











wtorek, 16 sierpnia 2011

Anioły trzy.....

Trochę z potrzeby, ale też  z dużą przyjemnością, uszyłam ostatnio trzy nowe anioły. Kto szyje Tildy, ten pewnie wie, że najwięcej pracy jest zawsze na tym pierwszym etapie, gdy trzeba wyciąć poszczególne elementy, później je przenicować (masakra!) i wreszcie wypchać ( też masakra, tylko mniejsza:)) Ale jak już przejdziemy przez ten etap czeka nas  tylko sama przyjemność. Wymyślanie stroju, fryzury, dodatków...Trochę to przypomina zabawy małych dziewczynek:):) Moja Maja czasami aktywnie uczestniczy w tych wyborach. Mówi, który materiał lepszy, jakiego koloru włosy do którego anioła, czasami użycza mi różnych swoich lalkowych drobiazgów, które wykorzystuję. Słowem pełna współpraca między nami kobietami:):) Faceci patrzą na nas trochę z boku i chyba nie do końca łapią o co w tym chodzi? Ale na szczęście krytyki nie słyszę:):)
Na koniec każdy anioł dostaje swoje własne imię i już! Może fruuunąć do czyjegoś domu!
Tereska




Janeczka


Marta
Jeśli ktoś z Was ma ochotę pooglądać pozostałe anioły, które  uszyłam może je znaleźć tutaj. Zapraszam:)

wtorek, 9 sierpnia 2011

Biżu ostatnio popełnione...

Wreszcie, po całym deszczowym lipcu, pojawiło się słońce!!!
Zaraz inna energia się w człowieku pojawia. Jednocześnie ma się ochotę nałapać tego słońca na zapas, bo a nuż,  jutro znowu zacznie padać deszcz? Tfu!
Kilka nowych kompletów pokonałam w krótkim czasie. A wieczorem, po powrocie M. z pracy.... dłuuugie wędrowanie!!! Lubię te nasze spacery, bo to czas gdy mój mąż potrafi całkowicie skupić uwagę na rozmowie. W domu zawsze go coś rozprasza i łapie piąte przez dziesiąte z tego co mówię. Te wieczorne wędrówki służą obgadaniu wszystkich bieżących spraw, referowaniu przeczytanych książek czy artykułów, a czasami, jak nastroje mamy podłe, to zasuwamy szybciej  w milczeniu, aż zejdzie z nas powietrze i jesteśmy gotowi zacząć rozmowę:):) Mamy takie swoje mniejsze i większe trasy, w zależności od czasu jakim dysponujemy, od pogody, czy nastroju...
....ale miało być o biżu:):)....a ja się czepiam faceta, że się rozprasza:):)











......a na koniec wygrzebany niedawno z szafy, zapomniany, chustecznik truskawkowy. W tym roku czuję wielki niedosyt truskawek. Jak zaczynał się na nie sezon , wyjechaliśmy na urlop. Po powrocie zostało mi już tylko wspomnienie truskawkowych pyszności i....... chustecznik:):):)






niedziela, 7 sierpnia 2011

Tydzień Kultury Beskidzkiej właśnie się kończy....



 Właśnie kończy się kolejny Tydzień Kultury Beskidzkiej. 5 estrad, 4 tys. wykonawców i rzesze wiernych  oglądaczy. Największa taka impreza w Polsce i Europie. Można zobaczyć nie tylko rodzimy folklor, ale także zespoły z bardzo egzotycznych, często odległych miejsc. W tym roku były zespoły z Indonezji, Turcji, Kolumbii czy Meksyku. Nam w tym roku udało się spędzić jeden wieczór na tej imprezie w Wiśle. Nie jestem jakąś wielką fanką zespołów ludowych, ale z przyjemnością oglądałam cudownie kolorowe stroje,  tańce i obrzędy z różnych stron świata. Trochę zmęczyła nas kapela z Rumunii zasuwając na skrzypkach dużych i małych chyba z pół godziny. Za to występ zespołu z Meksyku, zachwycił  egzotyką, zupełnie innym podejściem do tematu. Oglądaliśmy z otwartymi paszczami...Był jeszcze zespół ze Słowenii, Słowacji, Czarnogóry, Szczecina i Rumunii:)






Cudne były także występy naszych rodaków. Zachwycające stroje łowickie, chyba najpiękniejsze tego wieczoru... No i uroda  dziewczyn, bezkonkurencyjna:):)...chociaż tu może przemawia przeze mnie patriotyzm lokalny?:):)
W tak zwanym miedzy czasie kilka fotek spoza amfiteatru:






Koncert skończył się grubo po 23-ciej.
Nasze  dziecko, jedyne, które nam towarzyszyło padło po powrocie jak trzy grosze:


Chłopcy, uznali, że "pitulitanie" na skrzypkach i faceci w rajtuzach to nie ich klimat i niestety, nie udało mi się ich przekonać. Nawet specjalnie się nie starałam, mając w pamięci zeszłoroczny nasz wyjazd do Szczyrku, gdzie wywracaniu oczami, towarzyszyły nieustające jęki, bez względu na to kto występował. Cóż, jak sobie przypominam siebie w ich wieku, to folklor też absolutnie mnie nie kręcił:):)